Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

Cezary odepchnął od siebie tę myśl wstrętną i nahalną, która go już wczorajszego wieczoru napastowała. Właśnie Hipolit Wielosławski wydawał rozkazy:
— Linijkę! Czy linijka oczyszczona, nasmarowana, gotowa?
— Absss...
— Kasztan do linijki!
Zwracając się do Cezarego, spytał:
— Czaruś, jedziesz ze mną?
— Jadę.
— Jeszcześ tak, braciszku, nie jeździł na tym padole. Zobaczysz! Kasztan do linijki!
Piorunowemi skokami i nagłymi ruchy Jędrek wytoczył z sąsiedniej wozowni linijkę, wózek na wysokich kołach, z wąskiem siedzeniem podłużnem, który przypominał swym kształtem chudego pająka. Wnet lśniąca uprząż narzucona została na kasztana i sam ten wspaniały koń znalazł się między dwoma drążkami zaprzęgu. Kościsty i muskularny czteroletni biegun wzdrygał się pod uprzężą i bił kopytem w kamienie podwórca. Hipolit chwycił lejce z rąk Jędrka i zaprosił Cezarego, żeby usiadł tyłem do niego, w postawie »dartego orła«. Obadwaj mocno oparli nogi na żelaznych prętach wewnętrznych, okalających osie, Hipolit ujął bat w rękę i cmoknął na kasztana. Koń poszedł z miejsca ostrym kłusem. Z początku Hipolit Wielosławski jechał szerokim gościńcem, pełnym wybojów i wądołów i na tej drodze nie mógł wypuścić kasztana w bieg pełny. Cezary, siedząc tyłem do konia, pierwszy raz oglądał krajobraz, wybiegający niespo-

163