Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! Pani Laura...
— Gdzie? Jaka znowu Laura?
— Sąsiadka nasza, pani Laura Kościeniecka ze swym narzeczonym. Patrz-że!
Cezary obejrzał się dookoła i rzeczywiście spostrzegł »sąsiadkę«. Zbliżała się młoda dama, sadząc ślicznemi, wspaniałemi skokami na przepysznym szpaku. Obok niej kłusował jeździec na gniadym wierzchowcu. Dama jechała po męsku, doskonale trzymając się na siodle i świetnie władając koniem. Gdy z polnej drogi zbliżyła się do szosy i miejsca postoju bohaterów linijki, Cezary mógł oglądać jej obcisły strój męski, lekkie buty, żółtawe ineksprymable, krótki spencerek i niski, okrągły kapelusz. Bujne blond włosy, nad wyraz pięknego koloru, zwinięte w duży węzeł w tyle głowy, doskonale były ujęte przez owo niskie nakrycie głowy. Dama śmiała się do rozpuku, przypatrując się z uwagą Hipolitowi.
— Pospieszamy panu na pomoc, miły sąsiedzie! Jechaliśmy właśnie z panem Władysławem mojemi granicami, — aż tu widzimy, że kogoś na trakcie konik ponosi — ha-ha-ha!...
— Myli się pani. Konik nas wcale nie ponosił... — oburzył się Hipolit.
— Doprawdy? Nie? A to się cieszę. Bo już współczułam bliźniemu.
— Dziękuję w każdym razie za współczucie w swojem imieniu i w imieniu mego przyjaciela, Cezarego Baryki.
— A! — skinęła głową pani w stronę Baryki. — Zdaje mi się jednak, że moje współczucie raczej ubo-

166