Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

ataki duszności, a teraz się to uwidoczniło, gdy go lekarze podczas superrewizyi zbadali.
— Życzę panu z serca powrotu do normalnego zdrowia! — mówił Wielosławski z najszczerszemi drwinami do potężnego jeźdźca, który mógłby pospołu ze swą astmą mury forteczne łamać.
— Dziękuję, dziękuję... — bełkotnął tamten, ściskając coprędzej wyciągniętą prawicę.
— A czy panowie zdają sobie z tego sprawę, że jesteście na mojem polu? — rzekła nagle pani Kościeniecka. — Zajechaliście moje dziedziny. »Gdy jeleń wszedł w moją puszczę, jeleń mój«. Proszę do mnie na śniadanie.
— Pani Lauro! W takiej postaci? Proszę spojrzeć na mnie okiem uwagi i litości. Czy w takim stanie zabryzgania mogę jechać do Leńca?
— Może pan jechać! Jeszcze się tam w Leńcu może znajdzie jaki kawałeczek mydła, to się pan cudnie odmyje, a chłopiec panu ubranie oczyści.
— Ależ my jesteśmy wprost ze stajni!
— Powiedziałam, że proszę na śniadanie.
— Pani!
Piękna amazonka zawróciła swego szpaka na miejscu i zjechała z szosy na boczną drogę, biegnącą wpoprzek niw zabronowanych i osnutych cienką siecią ozimin.
Za nią ruszył jej narzeczony. Obadwaj wojskowi wsiedli znowu na linijkę i pojechali za tamtą parą. Cezary zwrócił się teraz twarzą do konia i mógł widzieć »amazonkę«. Świetnie, a nadewszystko zgrabnie siedziała na koniu.
Była wysmukła, niezwykle kształtna, muskularna i, widać, mocna, — ani zbyt chuda, ani zanadto tłusta.

168