Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

wanie czarną, wyczyszczoną, wypucowaną, ubraną w zaprzęgi lśniące i napuszczone tłuszczem. Bryczka była, widać, świeżo odmalowana, gdyż każda jej sprycha i wachlarz, literka i na żółto wylakierowany półkoszek, wasążek i siedzenia lśniły od zaschniętej jaskrawej farby. Jędrek trzymał lejce i bat w ręku w taki sposób, jak oficer szablę na paradzie w obecności wodza, — nie spuszczał oczu z oczu Hipolita, który, od szczegółu do szczegółu przechodząc, lustrował wózek wzrokiem nieubłaganym. Srogie oko pana nic jednak nie mogło znaleść: bryczka i zaprzęg, utrzymanie koni, — słowem wszystko, — rzucało iskry i blaski. To też we wzroku Jędrka malował się zwycięski i dumny wyraz:
— Abssolutnie!
Samo utrzymanie koni było szczytem pielęgnacyi. Była to bowiem para karych wałachów, czarnych, jak najciemniejszy aksamit. Konie te stały od lat w ciemnej stajni z okienkiem zasłoniętem i drzwiami otwieranemi tylko w nocy. Każde z dwojga podlegało ciągłemu oczyszczaniu, cudzeniu i szczotkowaniu. Hipolit (przed wojną bolszewicką) wpadał do stajni niespodzianie i rogiem swej białej chustki, owiniętym na palcu, próbował, czy na sierści ulubieńców niema śladów pyłu. Konie te w ciemności zdziczały i odwykły od światła. Ich sierść krótka i lśniąca, czarna, jak sama noc bezgwiezdna, przypominała połyskliwością i miękością jedwabiste futerko kreta. Chłopiec stajenny przyprowadził dla »jaśnie panicza« gniadego »Urysia« pod lekkiem siodłem i czaprakiem znaczonym. Młody pan dosiadł »Urysia« w oczach matki, ciotek i wuja z gracyą i zręcznością nieposzlakowaną. Było to arcydzieło

181