— Matka umarła w Warszawie z wyczerpania sił, w ciężkiej biedzie. Ojciec szczęśliwszy, bo zaraz po wyjściu z więzienia w Kijowie.
— A pod względem materyalnym? Przepraszam panią, że o to się pytam.
— Nic! Chot’ szarom pokati! Mama wyrzucona z naszego domu, siedziała za takim właśnie stawem, który oddzielał nasz majątek od wsi chłopskiej, — przez cały rok. Siedziała nieszczęsna w chłopskiej chacie. Wyszła sama jedna, w jednej sukni. Obok niej tylko przecudny nasz pudel — Gaga. Ja byłam w Warszawie, ja bujałam sobie po świecie... Gaga nie mógł wytrzymać życia w tej chałupie, nie zniósł nędzy, gdy go kopali nogami i w zimie wypędzali na zawieję. — Zdechł. Dał nam wzór, że powinniśmy taksamo umierać, gdy nas znieważają podłe tyrany. Mama przedostała się do Warszawy. Umarła. Jestem sama.
— Teraz ja znowu jestem pani porte-malheur, ostatni powiew bolszewizmu.
— To straszne! — zaśmiała się, rozczerwieniona aż po samo czoło.
— Dość już o tem! Pani jest nienaturalna, pełna pruderyi.
— Jeszczem się, widać, nie oswoiła ze wszystkiemi prawdziwościami na świecie, choć był już czas i nie brakło okoliczności po temu.
— Czy wie pani, że i ja jestem poniekąd »ofiarą« bolszewików?
— Pan? Tak? Nie przypuszczałam. To ciekawe!
Cezary pod wpływem niespodziewanego impulsu szczerości zaczął opowiadać o swej matce i ojcu,
Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.
191