Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

rzeczeniach się było bardzo wiele blagi. U nas możesz robić wszystko, co ci się żywnie podoba, ale pod jednym warunkiem: nie możesz się ośmieszać. Gdybyś ty coś takiego zrobił, jabym stał się śmieszny w mojej parafii... Powiedzno, Czaruś: — pisarz prowentowy na Chłodku jest moim serdecznym przyjacielem... Do dyabła! to pachnie kabaretem... W tem jest nieprawda. My, Polacy jesteśmy rasą starą, która nie znosi już rosyjskich próbek, ich nieprawdy, ich odkryć i blagi. Tołstojów, — tylko w duchu i w prawdzie, — wydaliśmy w szesnastym wieku. Przyznaj-że, braciszku, że nie byłbyś prawdziwym pisarzem prowentowym, który na swój skromny kawałeczek chleba uczciwie i z trudem zarabia, tylko paniczem z miasta, który się zabawia, bałamuci się komunistycznie, przebiera się za pisarza folwarcznego, a w niedzielę bawi się znowu za pan brat z dziećmi dziedziczki, przebiera się za panicza... Nadto, — zajmowałbyś miejsce rzeczywistemu pisarzowi, który go może w tej chwili łaknie i pragnie, nie mając z czego żyć. W tem jest śmieszność, Czaruś!...
Cezary musiał przyznać, że jest sens w tych wywodach. Uległ temu sensowi, temu, trzeba to nazwać po imieniu, snobizmowi parafialnemu, i już swej kandydatury nie wysuwał. Zresztą nie miał ani chwili wolnej, którą mógłby poświęcić na swą prowentową fanaberyę. Obiady, kolacye, śniadania i podwieczorki trwały niemal przez dzień cały. Wstawano dosyć późno. A ledwie spożyto śniadanie i dano folgę dyskusyi, która się wyłoniła z przygodnego tematu, jużci Maciejunio wchodzi cichcem ze swemi sprawami i stół,

198