Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

malusieńkie kieliszeczki z czemś tam ciemno-wiśniowem... Słowem krótki i skromny »podkurek« przed śródnocnem pianiem koguta. Po takiem spędzeniu dnia, tudzież wieczora, niejednokrotnie poranek jesienny dawno minął, a w dolnych apartamentach aryańskiego gmachu panowała jeszcze głucha martwota. Drzwi wejściowe od strony ogrodu były zamknięte, okiennice pozawierane, a z wewnątrz dochodziło do ogrodu echo chrapania żołniersko-księżego. Ksiądz Anastazy prym trzymał w tej biernej sprawie. Dawno czekał przed domem starowina z kościoła w Nawłoci Dolnej, ażeby »dobrodzieja« przeprowadzić ścieżkami polnemi na ranną mszę, — dawno czekał Jędrek z osiodłanym »Urysiem«, dawno się zamartwiał Maciejunio, iż przednie garnuszki stygną, a kożuszki na śmietance zanadto się przypiekają. Chrapanie pod przewodem kapłańskim wznosiło się pod wysokie sufity i wstrząsało staremi ścianami. W takich wypadkach panna Karolina ważyła się na rzeczy ostateczne. Zbierała w ogrodzie kamienie, głazy narzutowe, baranie łby i kopulaste czuby z epoki oligocenu, miocenu i pliocenu, znosiła te formacye w pobliże siedliska znacznie późniejszego, a przecie bardziej od tamtych doszczętnie wygasłego aryanizmu, i waliła temi pradawnemi trzeciorzędami w zamknięte na klucz dźwirza. Każde uderzenie wielofuntowego minerału olbrzymiem echem rozbijało się o ściany i sufit wielkiej i wysokiej sieni. Uśpionym rycerzom zdawało się, że to właśnie zaczęto silne przygotowanie artyleryjskie, uskuteczniane ogniem bębniącym jakiejś całej działobitni, i że wnet nastąpi czołowe uderzenie nieprzyjaciela. Ksiądz Anastazy zrywał

200