Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.

mógł się doczyścić jego butów, przemoczonych i zabłoconych, a ubranie musiał suszyć na ogniu. Karolina, wstawszy rano, chwytała niepostrzeżenie dla służby to wysuszone ubranie, wąchała je, — a poczuwszy zapach perfum Laury, zlatywała w otchłań szaleństwa. Zresztą samo owo bezwzględne i okrutne odwrócenie się młokosa od wszystkiego i wszystkich, — a zwłaszcza odwrócenie się od niej, — wyraźniej, niż wszystkie te szpiegowstwa, fatalną prawdę potwierdzało.




Jednego z ostatnich dni listopada, wróciwszy po całodziennej nieobecności do Nawłoci z miasteczka Śnieguły, dokąd jeździł z Hipolitem, Cezary zastał na stole w swoim pokoju kartkę od księdza Anastazego, napisaną ołówkiem, wielkiemi literami, tej osnowy: — »Przychodź natychmiast do pokoju Karoliny! Anastazy«. Zanim Cezary mógł się zoryentować, co to znaczy i zanim zdążył ręce obmyć po drodze, drzwi się otworzyły i nie wszedł, lecz wtargnął do pokoju ksiądz Anastazy w komży i stule. Cezary żachnął się i na chwilę oniemiał.
— Chodź żywo! — krzyknął ksiądz.
— Co to wszystko znaczy? — sarknął młody człowiek.
— Do pokoju Karoliny! Słyszysz!
Ksiądz rozkazywał. Łkając. Chwycił despotycznym gestem rękę Cezarego i pociągnął go brutalnie. Cezary wyrwał rękę i uniósł się:
— Proszę mię zostawić! Nie jestem parafianinem księdza.

256