Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

lata. Wszyscy wiedzą w domu i w okolicy: od tego słupa zdaleka, bo może przytłuc!
— Czemuż go pan nie przytwierdzi mocnym bretnalem?
— Nie mój dom. Niema co do tego dyspozycyi. Nie mam poręcznej drabiny. A słup i tak latami stoi. A ile to ja, proszę łaski pana, zboża przez te lata wydał do spichlerzów państwa nawłockiego! Ktoby to zliczył! Ile się to mąki przemełło w tutejszym młynie!
Tymczasem poproszono do śniadania. Przy tem śniadaniu, które było takiesamo, jak w nawłockim dworze i takiemisamemi obstawione ceregielami, rolę Maciejunia pełniła pani Gruboszewska, jejmość w obcisłym czarnym stroiku, oraz w czarnem nakryciu głowy siwej i, powiedzmy, łysawej, — jejmość chuda i koścista, której widok nieco Cezarego przestraszył. Zapraszanie i nastawanie do objadania się było intensywniejsze niż w Nawłoci.
Tymczasem Cezary szukał niższego życia, samego życia. Zwierzył się z tem panu Gruboszewskiemu. Ten nie bardzo zrozumiał. Człowiek, żyjący samą istotą życia, człowiek praktyczny, człowiek nagiego faktu w życiu i nagiego interesu nie mógł zrozumieć, iż ktoś może poszukiwać istoty życia. Ale ów poszukiwacz był to przyjaciel pana Hipolita, dziedzica, więc wolno mu było poszukiwać, czego chce. Pan Gruboszewski, człowiek, żyjący istotą życia, widział w tym poszukiwaniu istoty życia poprostu kontrolera, nasłanego przez dwór dla zbadania zastarzałych ekonomskich nadużyć, — tajnego spostrzegacza, donosiciela, a nawet kandydata na posadę ekonoma na Chłodku, domniemanego swojego

288