Wychodząc na wykłady i do prosektoryum, wracając z lekcyi, czy z miasta, Baryka musiał przemierzać dzielnicę, zamieszkaną przez Żydów. Byli oni coprawda rozproszeni we wszystkich okolicach Warszawy, lecz w tej osiedli, jako masa jednolita, tworząc zamknięty organizm o kilkuset tysiącach jednostek. Zrazu widok domów, mieszkań i sklepów żydowskich mierził oczy przybysza swą specyficzną ohydą, później jednak począł go zaciekawiać, a wreszcie narzucił mu się wszechwładnie, jako problemat. Chwile wolne Cezary poświęcał na zwiedzanie przyległych ulic: Franciszkańskiej, Swiętojerskiej, Gęsiej, Miłej, Nalewek i innych. Żydzi zamieszkujący, lub zatrudnieni w tych stronach tworzyli tak zwane ghetto. Lecz to ich osiedlisko nie powstało w przeszłości, nie miało za sobą historyi. Same nazwy ulic wskazywały, że tak nie było. Nikt ich tutaj nie osadzał osobno, jak, dajmy na to, papież Paweł IV w Rzymie, aby się z chrześcianami nie stykali, — nikt ich nie zmuszał do zamieszkania tutaj właśnie, a nie gdzieindziej. Sami spłynęli w tę dzielnicę, zeszli się tu jedni do drugich, a, przyrastając stale, stworzyli samochcąc ghetto. W tych ulicach ginęły już napisy polskie na sklepach, składach i warsztatach. Zastępowały je napisy żydowskie. Polaków nie było tu już widać. Trafiały się domy, gdzie jedynym Polakiem był stróż kamieniczny i ulice, gdzie jedynym Polakiem był policyant. Ulice te mają wygląd srogo niepowabny. Kamienice, wzniesione przez Żydów i do nich należące mają cechę wielkomiejskiej tandety, bezwstydnej ordynarności i haniebnej brzydoty. Wojna odarła je z olejnych lub klejowych po-
Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/327
Ta strona została uwierzytelniona.
316