miała być nabita faktami, naładowana, jak nabój. Do kogo to on zamierzał nią strzelać, kogo tem dziełem porazić, kogo obalić, a kogo obronić i podźwignąć? Mówił, iż pisze list otwarty do rodaków. Wierzył, iż oni muszą ów list przeczytać i treści posiania wysłuchać, gdyż ono dopiero zawierać będzie prawdę o sile ich, której nie znają.
Cezary znalazł dość zyskowne zajęcie, to też z zapałem pracował. Dzięki literackiej pasyi Gajowca miał zarobek i na pewien czas byt w Warszawie zapewniony. Rano i popołudniu pracował w prosektoryum, chodził na wykłady, później obiadował z kolegami, a wieczorem w »salonie« Gajowca wertował papiery, liczył, dodawał, notował, robił wyciągi, przeglądając stosy papierów, które »wice-minister« przynosił do domu.
Miało to zajęcie jednę wadę: zbyt częste przebywanie w towarzystwie starszego pana. Starszy pan, jak wszyscy prawie starsi panowie, lubił przypominać sobie różności ze swego życia i z życia ogółu, opowiadać, — jednem słowem, bajdurzyć. To, co dla Baryki było starzyzną, przeszłością, historyą, gdyż wydarzyło się przed jego urodzeniem, dla Gajowca było świeżuteńkie, prosto z igły, właśnie nowe, tem nowsze, im dawniejsze, gdyż je lepiej, wrażliwszym umysłem pochwycił i spamiętał. Wszystkich ludzi wybitnych, właśnie rządzących, znał z tamtych czasów. Każdego niemal przedstawiał z owej strony nieznanej, sekretnej, skrytej, dawnej, pradawnej. Częstokroć się zdarzało, iż człowiek, który się Baryce przedstawiał jako pospolity ryfa, albo zwyczajny burżuj, naraz w opinii
Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/334
Ta strona została uwierzytelniona.
323