Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/343

Ta strona została uwierzytelniona.

we właściwej chwili pchnąć długim puginałem szyderstwa i zjadliwej drwiny. Baryka znalazł się pod urokiem i niepostrzeżenie, zwolna przechodził pod władzę duchową Lulka. Nadszedł czas, że Cezary poczynił »psychologowi« pewne zwierzenia co do Nawłoci i Leńca. Nie powiedział, oczywiście, wszystkiego, ale o tem i owem napomknął. Tamten słuchał z nadzwyczajną uwagą, podparłszy nagą brodę nagą pięścią. Nie wtrącał się do tych spraw radą żadną, ani uwagą, ale widać było, że przywiązuje do pół-spowiedzi młodzieńca pewne znaczenie. Dla Baryki potrzeba wyznania była koniecznością duszy. Jakżeby pragnął powiedzieć wszystko, wszystko! Zrzucić z serca kamienie, które je uciskały, dokonać spowiedzi, którą mu swego czasu proponował ksiądz Anastazy! Lecz nie można było z Lulkiem popadać w romanse tego rodzaju, gdyż on czego innego w tych aferach poszukiwał. Chodziło mu o zgorzknienie Baryki, o jego przejście do stanu odrazy, — i co to owijać w bawełnę! — do stanu zemsty. W tym celu Lulek używał pewnych skrótów.
Mówił o szlachcie, o klasie próżniaczej i przeżytej — nie »szlachta«, nie »burżuazya«, czy tam inaczej, lecz »nawłoć«. O zepsuciu, nikczemności, zgniliźnie duchowej kobiet sfery ziemiańskiej wogóle mówił: »laury, laurynki«. Grubą, bezmyślną szlagoneryę nazywał — »barwiccy«. Ten sposób w pewnej mierze dogadzał uczuciom Cezarego, jakoś był mu na rękę. Sam w rozmowach używał nieraz tychsamych określeń. Nic to, że potem czuł w sobie drżenie i żrący gniew za to, że się z tem wszystkiem obnaża i obgaduje.
Ale Lulek umiał panować nad temi przelotnemi

332