Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/344

Ta strona została uwierzytelniona.

refleksami. Rzucał przed oczy przyjaciela obrazy biedy ludowej, jeszcze niewidziane, i poprostu źgał go w serce. Poruszał w nim wszystko widziane dawno i niedawno, — przypiekał żelazem rozżarzonem w wielkim ogniu cierpień proletaryatu i nędzarzy. Nie dał mu wracać w wydeptaną, wygodną kolej uczuć i popędzał go na nowe drogi. Czy Lulek sam odczuwał cierpienia uciemiężonych? Bóg go raczy wiedzieć! Mówił o tych cierpieniach utartemi formułami, w sposób zawsze jednaki, sumaryczny i ujęty w nieodmienne epitety, co było nudne i tak jałowe, że aż ohydne, a jednak zawierało w sobie prawdę nagich rzeczy.
Rzeczownik »proletaryat« wymawiał w pewnym skrócie sylabowym, jakby ten wyraz od częstego obracania go w ustach i ośliniania jego językowych kantów stał się gładki, okrągły i mięki. Rzeczownik »rewolucya« wymawiał z pewnym poświstem i przygwizdem, który w tym wyrazie wydawać się zdawał podniebieniowy dźwięk C. Szczególną antypatyą, nienawiścią, odrazą, wzgardą i drwinami Lulek darzył miejscową organizacyę socyalistyczną z odcieniem narodowym. Gdy mówił o ludziach i działaniach tego zespołu i środowiska, nos jego przybierał kolor jasnozielony, a oczy zawściągały się bielmem. Na inne partye »burżuazyjne« narodowe, ludowe, postępowe i katolickie czy bezwyznaniowe zapatrywał się z większą łaskawością, poprostu dlatego, że nienawiść w jego duszy wzrastała w stosunku odwrotnie proporcyonalnym do różnic ideowych: im różnice były mniejsze, tem nienawiść większa. Wszelkim enuncyacyom tych partyi i głosom ich »czołowych« wyrazicieli Lu-

333