lek nie przeciwstawiał swych twierdzeń, ani zaprzeczeń. Przypatrywał się jedynie owym tezom i wywodom zupełnie tak, jak umysłowaniom Buławnika. Był przecie w posiadaniu prawdy, pocóż tedy było psuć sobie zdrowie na jakieś alteracye z powodu takiego czy innego nacyonalizmu.
Rzeczywiście jednak ten chorowity człowiek psuł sobie zdrowie, żywiąc zupełną już wrogość i nosząc w sercu zemstę względem nowopowstałej rzeczypospolitej polskiej. Każde niepowodzenie, poślizgnięcie, klęska, czy żywiołowe nieszczęście państwa i rządu polskiego, jako całości, jako jestestwa politycznego i społecznego, budziło w piersi Lulka, w jego sercu radosny śmiech. On szczerze i pilnie czyhał na śmierć tego tworu, który stale nazywał »najreakcyjniejszym skirem ludzkości«. To, — o czem dowiadywał się od Baryki, — naprzykład o pracach Gajowca, nieciło w jego duszy zgryzotę śmiertelną, mękę serdeczną, astmę duchową, która podkopywała jego zdrowie fizyczne bardziej, niż choroba sama. To mogło zaciemnić jego ideał, a w praktyce odwlec nieunikniony zgon Polski. Dla przyspieszenia zaś tego zgonu Lulek gotów był poświęcić swe mizerne zdrowie i niewesołe życie. Drżącemi rękami chwytał zrana gazety, żeby przecie wyczytać coś »pomyślnego«, jakąś klęskę publiczną, jakieś załamanie się grube i głębokie, jakąś kompromitacyę wobec zagranicy, jakąś groźbę czyjąś, zapowiedź zniszczenia, rzuconą przez angielskiego potentata, lub niemieckiego eks-generała. Najtajniejszem i najszczerszem jego westchnieniem, pewnym rodzajem modlitwy, było hasło:
— Ty o przetrzymać do najprędszego końca tę
Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/345
Ta strona została uwierzytelniona.
334