Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/355

Ta strona została uwierzytelniona.

Przecie ten głodomór mógłby grać w karty, uczęszczać do domów publicznych, hulać w knajpach i robić pieniądze w handlu akcyami. On tymczasem wszystkiego się wyrzeka, żeby dogodzić swej nienasyconej manii odkupienia biedaków z niewoli. Lecz pocieszała Cezarego nadzieja, że Lulek kiedyś odżyje, — jeśli doczeka, — gdy walka klas już ustanie, gdy jedna tylko będzie klasa na globie, gdy wszyscy będą mieli jednakie mieszkania, śpiżarnie i drwalki, jednakie meloniki, marynarki i kalosze.
Co pewien czas Lulek wychylał się z budy, patrzał w tył i w głąb ulicy.
Jak na urągowisko ani jeden automobil, ani jeden powóz policyi nie ścigał dorożki spiskowej!
— Mam wrażenie, iż burżuazyjny rząd polski nie chce cię ścigać, więzić i ściąć mieczem twego siedliska mózgu, który jest przecie rozumem klasy robotniczej. Co gorsza, mam wrażenie, iż ten rząd burżuazyjny kpi sobie z ciebie. Kpi z ciebie, czyli poprostu ma cię za pewien rodzaj zera w tym rewolucyjnym termometrze.
— Siedź cicho i nie sadź się na dowcipy. To nie twoje rzemiosło.
Dorożka z właściwymi jej podskoki przemknęła się nad zrujnowanemi czasu wojny brukami Warszawy. Lecz oto w pewnej chwili Lulek począł ciągnąć za wielki tylny guzik, przyszyty do kapoty nad lewą nerką woźnicy. Powóz stanął. Prawnik zapłacił coprędzej towarzyszowi-dryndziarzowi sumę tak wielką, iż tamten nie wszczynał kłótni, z wyliczeniem ceny owsa i wysokości podatków. Obadwaj spiskowcy ruszyli szybkim

344