Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/358

Ta strona została uwierzytelniona.

i czysto ubraną, z naturalnie zaczesanemi włosami. Oczy tej »niewiasty« były szaro-niebieskie, stalowe, rysy pociągłe, nos zgrabny, i cały wyraz twarzy nader zniewalający. Główną jednak figurą zdawał się być przysadkowaty człowieczyna z zarostem, typ blondynowy, czysto-polski, proletaryacko-pospolity. Oczy tego typu patrzyły ostro, zimno, uważnie, z wyrazem rozumu i rozsądku, męstwa i determinacyi.
Coś, jakby uśmiech, — ale nie uśmiech, — przewinęło się po jego zmarszczkach, gdy, niejako, witał zgromadzonych. Odrazu widać było, że będzie sowicie gadał, że już głaska, ustawia w rzędach i wypuszcza z klatek myśli połapane. Obok tamtego siedział z głową podpartą na ręce człowiek już nieco starszy, siwawy, zamyślony, coś jakby szlachcic z folwarku, niepokojący się o swe oziminy, strączkowe i okopowizny. Dalej wiercił się niespokojnie na stołku młody, przystojny, tęgi mołojec, najwidoczniej Rusin, bo miał jakąś dziwną koszulę z wyszywaniem czerwonem na stojącym kołnierzu. Za tymi trzema widać było jeszcze trzech młodych i dość bezbarwnych ludzi, z wyglądu podobnych do kancelistów.
Zabrał głos przysadkowaty blondyn. Odchrząknął i walił monotonnym głosem:
— »Towarzysze! Cieszymy się, że możemy zebrać się tutaj w liczniejszem gronie, aby o naszych sprawach pomówić. Wiecie już zapewne, że nasz nauczyciel, nieśmiertelny Karol Marx, powiedział, iż historya ludzkości to jest historya walki klas. Walka między klasami społecznemi jest tak stara, jak samo społeczeństwo ludzkie. My wszyscy, służąc klasie, z któ-

347