Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/366

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słyszeliście, towarzysze, — zaczął »Mirosław«, — że ten »pan« wywindował tutaj w swym »głosie formalnym« Polskę na takie stanowisko, jakie ją samą, gdyby mogła mieć świadomość i siłę wyrażania opinii, mocnoby pewno zażenowało. Muszę oświetlić to twierdzenie, muszę wyjaśnić i jemu i wam wszystkim...
Wszystkie teraz oczy skierowały się na Cezarego, z taką zajadłością i nienawiścią, jakby w jego osobie sama potworna burżuazya, rządząca państwem polskiem, siedziała na drewnianym stołku. Jego ta rola obrońcy burżuazyi do gruntu ośmieszyła i podała w pogardę, zwłaszcza, że Lulek, to z tej, to z tamtej strony, wysuwał się przed oczy z za cudzych pleców i wciąż coś złośliwego i ośmieszającego szczebiotał, pokrywając słowa histerycznym kaszlem.
— W »pańskiej« Polsce... — zaczął mówca.
— Ta Polska nie jest jeszcze »moją« Polską. Proszę mówić tak: w Polsce, w dzisiejszem państwie polskiem... — odciął się ze złością Baryka.
— Dobrze! Ja jestem Rusin zgodny. Bij go, drżyj za włosy, — on zawsze da się do rany przyłożyć... W Polsce, w dzisiejszem państwie polskiem rozmaite zagarnięte przez nią narody są uciemiężone. Jesteśmy przeciwnikami tej niewoli narodów. Jesteśmy rzecznikami nie tylko wolności klasowej, lecz i wolności narodów ujarzmionych i gnębionych w Polsce. Nie znaczy to wcale, żebyśmy mieli interesy wewnętrznej solidarności z temi narodami, jako z całościami, gdyż w łonie każdego z tych narodów istnieje walka klas...
— Nie u wszystkich, — wtrącił Cezary. — O ile mi wiadomo, nie wszystkie z tych narodów, ujarzmio-

355