rażkę i mękę, jak wówczas, gdy walił w głowę Barwickiego i gdy ciął w twarz najbardziej umiłowaną.
— Nie będę odpowiadał na takie pytania, gdyż mam do zakomunikowania coś ważniejszego, — ciągnął towarzysz Mirosław. — Chcę, żebyście to wszyscy, towarzysze, dobrze zapamiętali! Policya polska stosuje takie oto tortury: obie ręce skazańca skuwają razem i pomiędzy nie wciągają obadwa kolana. Między ręce i kolana wsuwają żelazny drąg, co sprawia, iż badany skręca się w kółko. Następnie przewraca się ofiarę na plecy i bije się batem po nagich stopach tak długo, aż ta ofiara zemdleje. Wówczas doprowadza się ją do przytomności i zaczyna »badanie« od początku. Wlewa się wodę strumieniami do gardła i nosa, aż do uduszenia skazańca.
— Czy to jest prawda? — zapytał Cezary, wstając ze swego miejsca.
— Czy prawda?! Czekaj-że pan! Powiem ci prawdę! Kowalowi z folwarku Wasilkowszczyzna w powiecie Wołkowyskim, niejakiemu Kozłowskiemu, związano ręce, wsunięto między nie kolana i włożono między kolana i ręce drąg żelazny. Dwaj policyanci brali za drąg, podnosili Kozłowskiego do góry i, rozmachnąwszy się, rzucali nim o ścianę. Kozłowski odbijał się od ściany jak piłka, upadał na podłogę, od której znowu odbijał się w podobny sposób. Procedura ciągnęła się piętnaście minut. Kozłowski, puszczony na wolność, umarł po trzech dniach w strasznych męczarniach.
— Za co go tak katowali?
— Wszystko jedno, za co go tak katowali!
— A kto widział tę scenę?
Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/369
Ta strona została uwierzytelniona.
358