pruwaczu umarłych, coby się stało na świecie, gdyby pewnego pięknego poranku zabrakło wogóle oficerów i żołnierzy. Nie będę Cię straszył skutkami ogólnymi i powiem krótko, coby się stało w Wieprzowodach. Po prostu w mieście tak pięknem, tyle obiecującem, upadłaby i roztłukła się na drobne kawałki cywilizacya. Zostałoby kilkuset ogłupiałych drobnomieszczan, trzy razy tyle żydów, nie należących do żadnej klasy społecznej, garstka niewiast, której nazwiska wymieniać nie będę przez wzgląd na anielską niewinność Twej duszy — i ruiny. A teraz, dzięki Bogu, miasto jest pełne, kwitnie, że tak powiem, przemysł i handel wre. Instytucye użyteczności publicznej, począwszy od pierwotnych i sielankowych nieco szynków, a kończąc na knajpach, w zupełności odpowiadających swemu celowi, rozweselają umysły mieszkańców; w magazynach strojów damskich siły miejscowe produkują wielką ilość tiurniur, nieznanych zupełnie co do kształtu i wielkości żadnemu z miast Europy; powstają hotele, koszary, cerkwie i tylko patrzeć rychło ukażą się instytuty wesołości publicznej z zakresem szerokim, zupełnie odpowiadającym wymaganiom ludzi kultury.
Miasto leży w kotlinie, otoczonej niskiemi wzgórzami nad melancholijną rzeczułką.
W rynku głównym stoi kolosalna cerkiew, przerobiona umiejętnie ze starego klasztoru chytrych Jezuitów. Jest to gmach z ciosowego kamienia w stylu czysto gotyckim. Posiadał niegdyś dwie wieże wysmukłe i strzeliste. Wieże te poutrącano u góry, a na ich szczytach postawiono niewymownie efektowne, złocone kopuły bizantyjskie. Na przeciwnym końcu rynku leży
Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/028
Ta strona została uwierzytelniona.