wojownika, wkraczającego do «Cafe», podnosi się zazwyczaj żółta twarzyczka ukryta w cieniach szynkwasu, pochyla się z figlarną kokieteryą, a usteczka szepcą z bezmyślnie dobrodusznym uśmiechem:
— Guten Tag, gaspadin aficer!...
Można tam dostać wódki, jakiej tylko organizm chrześcijański zapragnąć jest w stanie — od najsłodszej, aż do najbardziej gorzkiej. Obiady są dobre, tłuste, z pieprzem, piwo z browaru w mieście Mordach i bardzo przednia biała kawa. Apartament restauracyjny składa się z trzech pokojów.
W środkowym stoi bilard. Starożytny to instrument! Jojna Baszmakow, goląc mi w tych czasach brodę — (tylko bez wszelkich śmiechów, uwag i dowcipów na temat golenia mojej brody!) — powiadał o nim dowcipnie, że na takich biłarach grywała bogata młodzież szlachecka jeszcze jak była Polska, Bóg wie kiedy, może aż za cesarza Mikołaja... Zrudniałe sukno, pokryte warstwą twardego tłuszczu, cerowały wielokrotnie pracowite ręce sióstr Kupferschmidt — i wiekowy bilard, mam nadzieję, jeszcze potrwa. Na ścianach, czyściutko wybielonych, wiszą niemniej wiekowe krajobrazy i sztychy, wyobrażające gwałtowne uściski kochanków z zakopconymi nosami, oraz nowoczesne oleodrukowe portrety panującego nam miłościwie monarchy, jego małżonki, synów i krewnych.
Za izbą bilardową znajduje się maleńki pokoik z podłogą monstrualnie spaczoną. Stoi tam okrągły, ciężki stolik na grubej nodze i leżą na nim dwie polskie gazety: Warszawska i Kuryer. Przebiegłe siostry abonują te pisma i zwabiają tym sposobem na czarną
Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/030
Ta strona została uwierzytelniona.