Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.

i krótkim sienniku rozciągnięte moje własne prześcieradło, poduszkę i kołdrę w czerwone i czarne pasy, którą — pamiętasz? — otulaliśmy się, czytając «Czto dziełat?» Obok łóżka stoi sosnowa szafka. W tej szafce... Nie, za żadne skarby świata nie napiszę, co jest w tej szafce! Nad każdem łóżkiem wisi w ramkach portrecik... samego...
Kiedy umieszczono we właściwych miejscach moje efekta, feldfebel znowu kazał mi iść za sobą. Weszliśmy do magazynu, t. j. do dużej bardzo ponurej sali, gdzie stoją ogromne paki i skrzynie, poznaczone rozmaitemi cyframi tak wielkiemi i tak grubemi, jak słupy w przyzwoitym płocie. Cyfry te wyrażają rozmiary poszczególnych części umundurowania. W tej sali dopiero dziegeć z karbolem — moje uszanowanie! Skoro, rozebrawszy się, jąłem przymierzać szaty z rękawami i nogawicami, sala napełniać się zaczęła. Żołnierze wsuwali się cichaczem i zbliżali z wielką nieśmiałością. Słyszałem ich ciche szepty, uwagi, okrzyki podziwu albo ironii i rady, wygłaszane w formie nieokreślonej. Stopniowo ośmielili się i uformowali zwarte koło. Teraz obserwowano cienkość płótna i niezwykły krój mojej koszuli, podziwiano gatunek tkaniny, użytej przez moją ciotkę na tę część bielizny, o której zaklinam Cię na wszystko, co masz świętego, nie rozmawiaj nigdy z flirtującemi damami! — szczypano moje lędźwie, próbując ich tęgości, uderzano mnie zlekka pod kolana w celu zbadania mocy kroku, wpijano paznogcie w mięśnie ramienia i t. d. Ażeby przerwać te eksperymenty, wydobyłem z żakietu porte-tabac i częstowałem nowych kolegów papierosami, poczynając od