postawy i służbistości — dziwi mnie to, że pana przyjęto. Jakim nawet sposobem stało się coś podobnego? Tu do nas, rzadko kiedy biorą ochotników. Nie chcą... Kłopot z tymi panami ochotnikami: — ni to żołnierz, ni to oficer, czort sam wie, co to jest takiego. Jakim sposobem trafiłeś do nas — a? Powiedz!...
— Plecy mam, panie podoficerze.
— Plecy? Patrzcie! I kogóż to? Z poruczników któryś... pojmuję...
— Wyżej, panie podoficerze.
— Ze sztabs-kapitanów? Patrzcie!
— Wyżej, panie podoficerze.
— Kapitan? — zapytał ciekawie, poprawiając się na ławce.
— Wyżej...
— Podpułkownik? któryż? Powiedz... który... — szeptał, mrugając powiekami, podobnemi do torb na sieczkę.
— Wyżej...
— Co? sam generał brygady?
— Wyżej...
Starzec wyjął ręce z kieszeni, nieznacznie uniósł się z siedzenia, pochylił się ku mnie z uszanowaniem i zapytał tajemniczym szeptem:
— Dywizyjny?....
Zbliżyłem usta do jego nadstawionego ucha i wyszeptałem:
— Wyżej, panie podoficerze.
— Generał korpusu! — wrzasnął, stając na równe nogi i salutując z wyprężeniem, niebezpiecznem nawet, w jego wieku.
Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.