Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

w gruzy płot z jodłowych żerdzi. Za płotem rozciągają się stosy śmieci niewiadomego pochodzenia, zlekka ozdobione chorowitymi od urodzenia badylami. Nie chciej pałać ku mnie nienawiścią za to, że Cię zaznajamiam ze wszystkiem, co się znajduje na jakiemś nędznem, zamiejskiem pustkowiu. Gdybyś wiedział, mój synku, co to znaczy uczyć się musztry dzień w dzień od godziny siódmej do jedenastej i od drugiej do zmroku — nie gniewałbyś się wcale... Gdy się z głupio wytrzeszczonemi oczyma przemaszeruje od końca łąki do końca, co najmniej pięćdziesiąt razy na dzień, wpada w oczy każdy sęk żerdzi, każda plama na murawie, wbija się w pamięć, jak gwóźdź w deskę i niewymownie żywo tkwi tam raz na zawsze. Mam specyalnego nauczyciela, tak zwanego diadkę. Jest to, wykwalifikowany w rzemiośle rycerskiem, starszy żołnierz, Wielkorus z pochodzenia. Nazywa się Archip Sinicyn. Dobry to jest z kościami człowieczyna; łagodnie zmusza mię do powtarzania po tysiąc razy tego samego «na ramię broń, do nogi broń, prezentuj broń!» — łagodnie, całemi setkami, wypala moje papierosy, bez cienia chamskiej gwałtowności przełyka gorzałkę, którą mu funduję. Wiesz, że byłem zawsze «pasyonowany» do gimnastyki, że gorliwie i systematycznie wyrabiałem sobie mięśnie. Nie myślę też wcale uskarżać się na ćwiczenia cielesne; uznaję i podzielam nawet poglądy niektórych socyologów z 43 pułku piechoty na doniosłość manewrów, znaczenie cywilizacyjne armii, wpływ ćwiczeń karabinem, rozwijających klatkę piersiową i t. d. — wydaje mi się tylko, że zbyteczną jest nieprzerwalność tej zabawy. Młodzian, który miał już