Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.

ponurych fraków (przeważnie pochodzenia siedleckiego). Wyszedłem bez zwłoki z sali tańców i udałem się do drugiego pokoju, gdzie już rozstawiono stoliki i zasiadano do winta. Przy pierwszym siedział naczelnik powiatu, pułkownik Pizipios, ksiądz kanonik Pudełko i jakiś bogaty szlachcic. Zbliżyłem się do pułkownika, wyprostowany jak słup wiorstowy i wyrecytowałam:
— Czy «Wasze Wysokorodje» pozwoli być na balu?...
Pizipios poskrobał się kartami po nosie, obejrzał mnie przez ramię od stóp do głów, uśmiechnął się z delikatną pogardą i rzekł:
— Proszę — możesz pan pozostać i bawić się.
Wówczas dopiero z odwagą wkroczyłem do sali balowej. Powynoszono z niej wszystkie meble, z wyjątkiem jednej kanapy i kilkunastu krzeseł, wskutek czego wydawała się o wiele obszerniejszą. Wyświeżony Rogowicz tańczył właśnie polkę z narzeczoną. Obnażone ramiona panny Maryi błyskały na czarnem tle fraka w taki sposób, że od zgrzytania można było dostać bólu zębów. W tłumie oficerów, po kawalersku kręcących wąsy przy drzwiach wchodowych, słychać było szept uwielbienia i mocne wyrazy zachwytu. Nawet bezmyślnie uśmiechnięte stare damy, skazane na drzemanie w czeluściach kanapy, pochylały ku sobie głowy ze szczególnemi ozdobami na podobieństwo gzemsów, pilastrów i kapitelów, i mamrotały zbiorowe «aprobatur». Pięknych panien było mnóstwo, wykwintnych kawalerów niewielu, ale za to zwyczajnych kawalerów — w bród. Obywateli wiejskich można było rozpoznać po głębokich ukłonach, składanych «panu