Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

innego uczucia, oprócz oznak brutalnego apetytu, specyalnie do migdałów, apetytu zadziwiającego, doprawdy, w człowieku tak niesłychanie podobnym do zielonego trupa. Byłem pewny, że całe zgromadzenie lada chwila porwie się na nogi, wydrze doktorowi nadgryziony kawałek tortu, zmusi do wyplucia migdałów i zbije go na kwaśne jabłko. Tymczasem nikt nie zdradzał zamiaru nietylko opuszczenia swego miejsca, ale nawet podnoszenia powiek. Nareszcie powstał pan Kłucki. Brrr! Skostniałem. Pan Kłucki był blady, jak chusta. Oparł z mocą na stole obydwie pięście, podniósł brwi tak wysoko, że dosięgały prawie tego miejsca, gdzie zaczyna się czuprynka u ludzi o niskiem czole, długo, jak można było wnosić, sądząc z pozoru, zbierał, ważył i szeregował myśli, a koniec końców wyrzekł głosem złamanym:
— Może szanowni państwo zechcą przejść do sali i rozpocząć tańce...
Przełożywszy zdanie powyższe na język polski, podał ramię pani naczelnikowej. Znowu powstał rumor odsuwanych krzeseł, zmięszany gwar podziękowań, dały się znowu słyszeć śmiechy damskie i wesołe, pieprzne, może nawet cokolwiek zanadto przeimbierowane męskie dowcipy. Barwny tłum przesunął się do sali tańców, orkiestra zagrała siarczystego mazura i wtedy dopiero zaczął się bal rzeczywisty. Zaledwie ukazałem się w sali, przybiegł do mnie Rogowicz z prośbą, abym przetańczył mazura z jego narzeczoną, on bowiem ma do załatwienia rozmaite sprawy wicegospodarskie. Skłoniłem się przed piękną panną i wyłuszczyłem jej powody, dzięki którym skazaną jest na