kichś pierwszych, wielkich przyrzeczeń nie może być mowy.
— Czyżby tak rzeczywiście było? — powiedziała z namysłem. — Przecie niepodobna zaniedbać tego, o czem wiemy na pewno, że na nas czeka i że jest uczciwe...
— Zapewne... tylko, widzi pani, to uczciwe mieni się zależnie od światła bijącego z wiecznie nowych faktów.
— Mnie się zdaje, że są pewne prawdy, których żadne światło zmienić nie może.
— Jest to filozofia poetów lirycznych i... dam, więc oponować nie wypada.
— Może być, że powiedziałam coś aż tak śmiesznego. Powinien się pan strzec, aby nie zostać poetą lirycznym, bo toby dopiero był wstyd!
— Proszę pani — ja już się «rozanielam». Zaczynam wierzyć, jako w nieomylną prawdę, w pewne dobre serce... Ale to tylko jeszcze jeden więcej dowód zmienności charakterów młodzieży współczesnej.
Milczenie.
— Czy pani pamięta naszego pierwszego kontredansa?
— A czy też pan pamięta przedostatniego pańskiego mazura? Teraz rozumiem, że to powiedzenie o wierze w dobre serce stosuje się...
— Ależ ja nie będę się wcale bronił! Muszę tylko zaznaczyć wyraźnie, że z pani zły obserwator.
— Nie moja wina, że nie troszczy się pan o to ani trochę, aby mnie nauczyć trafnie obserwować.
Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/088
Ta strona została uwierzytelniona.