Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

dzony do cna, a masz właśnie z umiejętnością bronić wszystkiego, masz uciekać w każdym ruchu i słowie, jak wściekły pies, którego za jakąbądź cenę postanowiono dosięgnąć i zgładzić... Co uczynię, ażeby znaleść kaucyę? Czem zmyć potrafię Twoje posępne upadki ducha i chwile żrącej goryczy, które pojmuję i trzymam w sercu — tutaj, wygodnie śpiąc, spacerując, celowo ćwicząc ciało i prowadząc mądre dyskusye? Jakiemże prawem nazwę się Twoim przyjacielem po tylu dniach i nocach, spędzonych przez Ciebie na rozmyślaniu, na rozmyślaniu raka, wydobytego przez pastuchów z nory wodnej i wrzuconego na płonące węgle? Wiem dobrze, kiedy do Ciebie znajduje przystęp małoduszność, wiem, kiedy ściskasz i natężasz wytrwałość, ćwiczysz przebiegłość, oszukujesz, kłamiesz, zaprzeczasz, milczysz... Wiem, kiedy zacinasz zęby i w bohaterskim uporze, z królewską dumą, po swojemu mówisz w myśli: — a więc zginę, szubrawcy! a więc zginę!
— Wszystko to wiem, jakby w moich piersiach biło Twoje serce, jakby mój mózg patrzał z więzienia na świat i życie Twojemi myślami — i nic nie mogę przedsięwziąć! Siedzę w pokoiku sióstr Kupferschmidt i licho wie po co, na co i do kogo piszę to wszystko, namyślając się nad każdem zdaniem i usiłując pisać uroczymi zwrotami. Każdy przebłysk współczucia, czy cierpienia chwytam i utrwalam. Co można bardzo dobrze wyrazić przez a, ja muszę wyrazić przez a w potędze n. A gdyby mnie pułkownik Pizipios zapytał, czy Ciebie wypadkiem nie znam, — odpowiedziałbym, patrząc mu w oczy z dziecięcą zaiste prostotą, żem Cię, jako żywo, nigdy nie widział.