aby zadusić w sobie i stratować wzmagający się napływ refleksyi. Byłem oszołomiony, jak po wypiciu tęgiego kieliszka koniaku. Nie chciałem, za żadne skarby świata, dopuścić do sformułowania myśli tego, co już się we mnie dokonało. Okpiwałem się jeszcze, jak głupiec, pojedynczymi wyrazami, zadawałem własnej imaginacyi śmiertelne ciosy, aby się znowu porwała na nogi...
Skręciwszy na Chmielną, cwałem pobiegłem do Michała. Wszedłem cicho po schodach i zatrzymałem się pode drzwiami. Słychać było rozmowę. Zadzwoniłem. Drzwi się uchyliły, — zostałem poznany i wciągnięty do środka. Kilka ramion zaczęło mnie dusić, kilka par rozpoczynających karyerę wąsów i kilka wątpliwych bród muskało mnie naraz po twarzy. Był Piotruś, Migdał, Knajpofilus officinalis, Dżibbennenosah czyli Natan Duch Puszczy, Walery i Michał. Ściągnęli ze mnie szynel, z wielkiej gościnności zanieśli i powalili na łoże, wszyscy sześciu usiedli przy mnie, a raczej na mnie i zaczęli opowiadać, wypytywać się, podziwiać moje buty, szarawary, mundur, naszywki i całość szczęk oraz zębów.
— No, a cóż Janek? — przerwałem te głupstwa.
— A tobie co do Janka, sołdát? — rzekł Walery. — Janek jest tęgi frant, jak zawsze. Na dziesięć dni przed skandalem zwąchał pismo nosem, wszystkie ślady za sobą, jak lis, ogonem zatarł, a teraz podobno same anegdoty opowiada.
— Ty właśnie wiesz, co on opowiada — przerwał mu ponuro Dżibbennenosah. — Sprawa Janka źle stoi — to niema co w bawełnę obwijać.
— Ja myślę, że źle stoi, bo ten chuderlawiec po
Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.