Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/102

Ta strona została przepisana.

ślania nad ogromem miłości w przyrodzie dostać rozmiękczenia mózgu, ale nie należy podobnej metody stosować w naszem życiu.
— Janek, — albo skapieje i wtedy, — trudna rada! — damy mu wiekuiste, dobre wspomnienie, albo wszystko przetrwa i wtedy będzie z niego prawdziwy człowiek. Nie pierwszy on i nie ostatni, ale ty, trzeba ci przyznać, jesteś najpierwszy baran, jakiego zdarzyło mi się widzieć w tym kraju. Znakomity obywatel! On sam pójdzie do szlachtuza i powie ze skromnością: zakłujcie mnie, panowie rzeźnicy, zamiast tamtego, pełnego nadziei baranka... albowiem... Zrozumże, że ciebie zamkną, a tamtego jeszcze lepiej przymkną, bo znajdą pierwszą nić łączącą was obu. Poniał?
— Wygłaszasz myśli sparciałe, jak stara rzepa, i obawiasz się jeszcze, że nie zostaniesz dokładnie zrozumiany — odpowiedziałem niedbale — zamiast naradzić się nad sposobem wykonania planu...
— Któż tu może radzić o absurdzie, mój kochany? To jest głupstwo, może bardzo szlachetne, ale tylko głupstwo. Niema żadnego środka na przeprowadzenie takiego interesu...
— Jest środek! — zawołałem z (dobrze rzecz malującem) uniesieniem. — Dość będzie, jeśli Janek, poprostu w protokóle mnie wymieni. Nie ja, lecz wy rozumujecie, jak marzyciele materyaliści. Powinien być podział pracy i podział cierpienia! Pozwolić, aby zginął w zapomnieniu taki, co samotny na ramionach góry nosił z miejsca na miejsce, za stu pracował o głodzie i pośród śmiechu plugawców, — według mnie świadczy o egoizmie, ale nadto o niedomyślności, o ślepocie!