Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/114

Ta strona została przepisana.

rzami, — no, ale cokolwieczek złodziej i w pewnej mierze nałogowy pijak. Do tego stopnia lubi on np. damskie towarzystwo, że gotów zastawić w karczmie nietylko państwową manierkę, buty, ale nawet mundur. Zanim wstąpiłem do wojska, on już był kilkakrotnie pod sądem wojennym i odsiadywał coraz dłuższe rekolekcye w kozie. Niedawno, powrócony na łono macierzystej roty, skroił znowu jakąś sztuczkę z damami i zastawieniem rzeczy państwowych, za co, jako niepoprawny, skazany został przez sąd pułkowy na chłostę. Po obiedzie dowódca batalionu kazał nam wystąpić pod bronią i udać się na miejsce musztry. Tam uszykowano batalion, formując zwarty i zamknięty czworobok. W środku znalazł się skazany, mnóstwo oficerów i jakiś jegomość w mundurze oficerskim: prawdopodobnie urzędnik z sądu pułkowego. Przyniesiono długą ławę i stołek polowy dla lekarza. Z tłumu oficerów wysunął się Wiłkin, usiadł na stołku i założył nogę na nogę. Po bokach ławy stanęli dwaj żołnierze z brzozowemi wiciami w ręku. Są to grube i długie na jakie trzy, do czterech łokci gałęzie z cienkiemi odnóżkami. Zakomenderowano: prezentuj broń! Wówczas jegomość z sądu odczytał wyrok, skazujący naszego kolegę za pijaństwo, hardość, duraczestwo, roztrwonienie własności rządowej i tym podobne występki na 150 razów.
Odetchnąłem. Sentymentalne moje serce poprostu lękało się widoku np. 300 razów. Sto pięćdziesiąt «miotełek» — wielkie rzeczy! Za Jeroboama gorzej bywało. Bito wówczas bez czytania wyroku, bez asysty i kontroli reprezentanta nauki i, jak świadczą dzieje ludu