łował porwać się na nogi, wskutek czego Czeremisow kazał go «potrzymać» towarzyszom i misterium odbywało się dalej w porządku.
Nie potrzebuję chyba dodawać, że człowiek tak posiekany nie mógł w dostatecznej mierze panować nad rozmaitemi, najzupełniej zresztą zgodnemi z naturą, funkcyami cielesnej powłoki i przedstawiał się oczom naszym w postaci budzącej odrazę, co właśnie musiały mieć na oku mądre prawa naszego państwa.
Kiedy naliczono tego dobrego około stu, wici opadły. Byłem zdumiony. Czyżby nadeszło ułaskawienie? Toć wyrok naznaczył 150 uderzeń... Dowiedziałem się później od biegłego w prawie feldfebla, że skazanemu na rózgi służy przywilej rozłożenia kary na dwie raty. Nasz wczorajszy bohater miał swoje chamskie wyrachowanie i po odebraniu pierwszej porcyi owych stu «miotełek» pójdzie do szpitala, wypróżnuje się, wyśpi, wyleży, a dopiero kiedyś tam, gdy się rany zupełnie zagoją, skóra jego wydaną znowu zostanie na pastwę pięćdziesięciu uderzeń. Po drugiej operacyi znowu pójdzie do szpitala, znowu będzie sobie próżnował, spał, leżał — jak król...
Tymczasem opatrzono go, zapięto i postawiono na nogi. Patrząc na tego człowieka, na bydlęcy wyraz jego twarzy, przyszedłem do przekonania, że... à la guerre comme à la guerre.
Śpiewaj słowiczku! Kiedy słucham twych pieśni, wydaje mi się, że mam jeszcze mózg w czaszce, że jeszcze warto myśleć i czuć.
∗
∗ ∗ |