Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/132

Ta strona została przepisana.

z Bogiem tamtą książeczkę. Nie macie się czego obawiać, ja was nie zdradzę.
— Jakąże to niby książeczkę? — zapytał stary lis, przybierając minę jeszcze głupszą.
— Tamtę o Gubaniewie i Kutaninie...
— Tak jakoś gadacie, panie żołnierz, że nic nie mogę zrozumieć. Czegóż wy od nas chcecie? Słyszyta przecie chłopcy, że cięgiem plecie: czytajcie książeczkę...
— A cóż nie mamy słyszeć? Słyszymy! — odpowiedzieli chórem.
Usiadłem na ławce pod oknem i zamilkłem.
Okropną rzecz rozsiali pośród nas ci Moskale: między jednym a drugim człowiekiem nastawiony jest, dzięki im, puginał zdrady, nieufności i podłej trwogi, w oczach siedzi trucizna podejrzenia, a cała nasza mowa stała się wyrazem jednego uczucia: obłudy. Czemże mogłem udowodnić tym ludziom, że nie jestem szpiegiem? Czy jest na ziemi i w niebie taka świętość, którejby ci wrogowie w ich oczach nie zdeptali nogami, albo nie uczynili przedmiotem handlu? A czyż mogłem odejść stamtąd, przerwawszy im czytanie świętej historyi i zostawiając po sobie wspomnienie wroga? Chwyciła mnie za gardło taka zażarta mściwość, jakiej nigdy jeszcze nie doświadczyłem w życiu. Zacząłem rozpowiadać o wszystkiem, com wiedział, a więc: o unii, o prześladowaniach, krzywoprzysięstwach, wylanej krwi, o tem, jak być powinno...
Kiedy zacząłem mówić o tem, jak być powinno, oni wspomnieli... o Polsce.
Co to jest Polska? Grupa etniczna, republika de-