Dwunastoletni pędrak zbliżył się do dziadka, który wskazywał na mnie palcem i mówił:
— Pietrek — widzisz go? — Sołdat...
— Yhy...
— Moskal.
— Ale Moskal! Po polsku gada.
— Po polsku gada, podlec, a po moskiewsku myśli.
— Ij — stulcie gębę!
Stary wykrzywiał się zabawnie i chichotał.
— Pietruś — twój ojciec w jakiem wojsku służył?
— Niby nie wiecie? — W moskiewskiem.
— A twój stryjek?
— No! w moskiewskiem.
— A dziadek, niby mój ojciec?
— Dziadek! To się pradziadek nazywa. Pradziadek w polskiem.
— A ty w polskiem będziesz służył?
— W polskiem.
— Chi, chi, chi... A i będziesz źgał Moskalów!
— Będę!
— Jezusieńku! Za co?
— A bo to ony tatusia nie zeprały kijamy?
— Chi, chi, chi...
— Nie boicie się uczyć malca takich rzeczy? — zapytałem. — Wygada się przed złym człowiekiem i biedę wam na kark sprowadzi.
— Jabym się ta i bał, ale kiedy mi się już i nie chce strachem se głowy zaprzątać na starość. Jużciż ostrożność — pierwsza rzecz, ale ta i mój wnuczek nie kukułka. Wie on dobrze, co do kogo gadać — nie bójcie się.
Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.