Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

Charcą i pokój...
— To nie masz doktora w mieście? to ja się wam będę wiecznie wysługiwał! Konie masz?
— Niema u naju koni, wielmożny panie.
— Idź mi, kpie na dół, do stajni, powiedz Walkowi niech mi zaprzęże siwą do saneczek. Po lodach się prześliźnie?
Hajno...
Chłopak znikł w mgnieniu oka. Rzepa ubrał się pospiesznie, czapkę nasunął i, spreparowawszy jakieś proszki, wyszedł.
Wrócił dopiero nad ranem, gdy w gorzelni ruch już i wrzawa rozpoczęły się na nowo.
Wszedł do pokoju obsypany śniegiem, przemokły...
— Chłop tęgi, jak tur... wyobraź pan sobie... rozumny, zdawało się... Przy mnie skończył — mówił ze smutkiem. — Przyjeżdżam... zapalenie płuc w najwyższym stopniu. Bab z ośm dokoła niego... radzą. W izbie mieszkają dwie rodziny, dzieci z dziesięcioro, zaduch, brud... Komornik, uważa pan... nędza. Wpadł w wodę przy łowieniu ryb na wigilią i przemoknięty do suchej nitki pracował do wieczora. Badam ja go, a sięgam jednocześnie pod poduszkę: jest butla siwuchy, najpewniejsze lekarstwo! No i jakże? Co pan poczniesz? Ciemnota, Boże mój, ciemnota...
Zaczął chodzić po pokoju, wyciągając sobie palce ze stawów. Stanął nagle:
— Pana dziwi zapewne taki doktór, mieszkający w gorzelni i sprzedający gorzałkę z «podwału»?
— Bynajmniej mię nie dziwi żaden doktór sprzedający.