— Szarlatanem nie jestem. Byłem, panie łaskawy, na trzecim kursie w naszej jeszcze akademii medycznej, kończyłem prawie... Naraz... tu... jedno z drugiem... i masz spacerek. Piętnaście lat!... czasu kawał... Uczyłem się w dalszym ciągu przy pewnym lekarzu w Irkucku, do chemii się szczególnie przykładając i... praktykowałem na rozmaitej biedocie... Długa nauka, smutna nauka... och...
Usiadłem na moim sienniku, stary przysiadł na swem złamanem łóżku i, kręcąc w palcach grube papierosy, opowiadać zaczął długie, straszne, bolesne, przejmujące dreszczem dzieje lat piętnastu...
Skończył aż wtedy, gdy nas poproszono na herbatę do dworu.
∗
∗ ∗ |
Panna Jadwiga ulegała wpływowi Rzepkowskiego aż nadto widocznie, była do pewnego stopnia jego uczennicą, myślała według jego niejako wskazówek, miała jego zasady. A jednak, mimo to wszystko, w cztery miesiące później, dnia 14 maja — została moją żoną. Przypominam sobie doktora, przybranego we frak i białą krawatkę i wpatrującego się czerwonemi oczkami z za czyichś ramion w welon ślubny Jadwigi podczas uroczystości zaślubin...
Po upływie tygodnia — odjeżdżamy z Rymek w długą, szczęśliwą, radosną podróż. Dokoła powozu tłoczyło się kilkanaście osób z zapłakanemi oczyma. Rzepkowski z głową odkrytą, w marynareczce żaglowej, trzymał w ręku jakąś butelkę, zmuszając nas, siedzących już w powozie, do wypicia poraz ostatni ja-