Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

bywając się rdzenia i treści wszystkich nieszczęść, to jest zestawień i rozmyślań. Jedyną dziedziną i jedyną formą własności posiadania, której czuł się pewnym o tyle, o ile pewnym był posiadania mózgu i żołądka, stawały się czasami wspomnienia. Działo się to jednak wówczas tylko, gdy nie podlegał głuchym na wszystko i skostniałym zamroczeniom rozpaczy, gdy dobrotliwa władza pamięci jak anioł zasłaniała skrzydłami rzeczywistość.
A chwile takie przychodziły coraz rzadziej i trwały coraz krócej. Właśnie tej nocy leżał na łóżku w stanie reminiscencyj. Rozmyślał o tem, jak niezmierną przebiegł drogę życia, choć przeżył dopiero lat dwadzieścia cztery! Zdawało mu się, że na wiele setek lat przed Chrystusem zaszły te wypadki, które właśnie przesuwały się w jego pamięci, niby martwe widma na białym ekranie. Był wyrywany do Owidyusza, wcale dobrze odpowiedział, później zapakował tornister i wraz z trzema towarzyszami, ze względu na przypadającą uroczystość «ostatków», powziął idyotyczny zamiar udania się do knajpy, do rzeczywistej knajpy, pełnej pijanych szewców i obywateli niewiadomej kondycyi. Zdawało mu się, że bierze udział w tym bankiecie, składającym się z trzech kufli nędznego piwa, że jeszcze odczuwa przyjemność pięcioklasisty, upijającego się po raz pierwszy. I uczuł znowu ten ostry ból w sercu, to drgnienie w sobie, jakie uczuł wówczas, gdy nagle we drzwiach cuchnącego szynku zjawiła się uśmiechnięta twarz inspektora gimnazyum. Przez długie ośm lat wspominał ten wypadek, a jednak nie można go wyrwać z pamięci. Ba! — gdy-