Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

skiego zepsucia. Mąż kuzynki wyjeżdżał najspokojniej o wschodzie słońca do żniwa i zabierał ze sobą wszystką służbę, aż do ostatniej pokojówki. We dworze pozostawało tych dwoje ludzi. Upał rozczulał widocznie instynkty miłosne pani Natalii do ostatniego stopnia, bo zapominała nieraz całkowicie, co wyrabiała. Nosiła kostyumy tak przeźroczyste i powycinane, że Kuba do reszty obrzydził sobie jej krostowate plecy i brzydkie ramiona. Już po upływie tygodnia pałał mocnem postanowieniem ucieczki. Truchlał na samo przypuszczenie, że negliże pani Wzorkiewiczowej mogą go fizycznie rozbestwić, a nie chciał przecie w sposób tak nikczemny sponiewierać zaufanie swego ciotecznego brata. W trakcie namysłu nad planem i pozorami tej rejterady wypadł właśnie odpust w parafii sąsiedniej, najważniejsza uroczystość o tej porze w całej okolicy. Ponieważ ten przypadał w same żniwa i to w czasie robót najgwałtowniejszych, był tedy istotnym dniem wypoczynku i wesela. Było to święto spalonych na słońcu najemników, ludzi zgiętych od dni kilkunastu, była to uroczystość hołoty, która, zarobiwszy kilka złotówek, bawi się raz do roku z całej duszy. Od świtu tego dnia słychać było we wszystkich wioskach, na wszystkich drogach, ścieżkach i miedzach głośne bębnienie i śpiewy. Ciche zboża, nieme łąki i pastwiska roiły się od barwnych kompanij i rozbrzmiewały echami litanij nabożnych.
Na głównym gościńcu wzbijała się kurzawa a z niej wypływały co chwila jaskrawe barwy. Czerwieniły się w słońcu szalinowe chusty starych babek, jaśniały fartuchy dziewek, pracowicie wyhaftowane,