dalej widać było bronzowe sukmaniska chłopów, a w górze połyskiwał i migał szkarłat rozpuszczonych chorągwi, obszytych złoconemi taśmami i frendzlą. Gościniec rozciągał się na brzegu rzeki w szerokiej rozpadlinie między wzgórzami. Około godziny dziesiątej z rana posuwała się po nim wyściełana bryczka państwa Wzorkiewiczów. Konie dla ścisku panującego na drodze, szły noga za nogą, kiwając łbami i puszczając w ruch ogony dla opędzenia się od much i bąków. Kuba siedział na przedniem miejscu, tyłem do koni, a twarzą do pani Natalii zwrócony. Pozycya ta narażała go na potajemne deptanie po nogach, któremu z niezmąconym stoicyzmem, godnym lepszego skutku, oddawała się pani Natalia. Zniecierpliwienie Ulewicza zamieniło się w niemy uśmiech «do zimnych liców przywarły». Rozglądał się na prawo i na lewo, pragnąc czemkolwiek zająć uwagę nękającej go damy i przerwać głupstwo, jakiemu bezwładnie ze wstrętem ulegał.
Pośród tłumu obleczonego odświętniej, z największym pośpiechem dreptał Abraham Machtyngier, pchający przed sobą na ręcznym wózku o dwu kołach towar odpustowy t. j. beczkę z kiszonymi ogórkami i opałkę ulęgałek. Drewniane trepy jego kołatały na ścieżce twardo udeptanej, powiewał kaftanik na bokach rozpruty i nastrzępiony u dołu cycełesami, odsłaniając bardzo starą i nieco brudną perkalową koszulę. Wszystkie siły Abrahama były już wyczerpane. Postępował jeszcze i popychał swój wózek, ale były to już ostatnie spazmy muskułów. Po wychudłem obliczu żyda spływały strugi potu, a może i łez. Spojrzawszy na
Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.