Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

Nad nim kołysały się, przekręcały, opadały i wznosiły szmaty chorągwi, podobne do fruwających płomieni ognia. W powietrzu gęgało potężne bicie w dzwony.
Kiedy bryczka Wzorkiewiczów zatrzymała się pod kościołem, właśnie rozpoczęła się była procesya.
W wąskim cmentarzyku, między opasującym go murem i ścianami kościoła posuwała się, zbita w masę ruchomą, gromada ludzi, podobna do tłoku, szczelnie przystającego do ścian naczynia. Kilkunastu wysokich i barczystych chłopów, postępując tuż za baldachimem, niesionym przez czterech surdutowców, rozpierało się w ramionach i wstrzymywało napór tej masy ciał na podobieństwo stawidła, osadzającego w miejscu nacisk gwałtownych nurtów rzeki. Przed księdzem wzbijały się jasnymi kłębami pachnące dymy kadzidła, przesadnie wystrojone dziewczątka szlacheckie rozprószały kwiaty i na twarz upadały rozmodlone kobiety. Tłum śpiewał, jak jeden człowiek, z całego serca, z całej piersi, z całej gardzieli. Jednostajne i przeciągłe wylewy surowej melodyi rozrywały się przez potężne uderzenia w dzwony, niby przez twarde cezury na części rytmiczne. Ten jęk dzwonu zachwycał dusze chłopskie. Bił tam w górze nad wszystkimi, jak wzburzone serce, które uderza za wszystkich W głębi starej dzwonnicy stali parobcy w koszulach, spoceni, z czuprynami spadającemi na czoła i targali za liny z całej siły. Gdy postępujący za procesyą okrążyli kościół i zwalili się przez wąskie drzwi do wnętrza, chłopaki puścili z rąk sznury i, wycierając spocone szyje rękawami, ruszyli za innymi do zakrystyi. Chudy kościelny z przebiegłemi oczami snuł się teraz po stratowanej murawie,