Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

Kuby. Zabrocki wypytywał go naprzód, (ze zbyteczną uniżonością), o stanowisko społeczne i rodzaj zajęcia, a skoro tylko posłyszał o utracie posady, w tej chwili wszczął indagacyę z odmiennego tonu, bardzo szczegółową i przeplataną wcale niedbałem sapaniem, czego przed chwilą wystrzegał się z pewnym, nawet widocznym, przymusem.
— A i cóż pan zamierzasz w dalszym ciągu?... Teraz o kawałek chleba piekielnie trudno — ho — ho — mój panie!
Kubuś literalnie nie wiedział, co zamierza nietylko w dalszym ciągu, ale w najbliższej perspektywie, odpowiedział jednak z fantazyą:
— Proszę pana, — posadę znajdę sobie jeszcze lepszą!
— Proszę... Również w banku?
— Nie. Myślę rzucić się do kolei.
— Piękna myśl, bardzo piękna. Taki naczelnik stacyi psu drogi nie pokazuje w dzisiejszych czasach. Żaden folwark podobnej intraty panu nie da, jak miejsce naczelnika, albo, jeszcze lepiej, — kasyera, osobliwie towarowego.
Młody Zabrocki nie brał żadnego udziału w rozmowie. Wydymał tylko nozdrza, dumnie marszczył brwi i oglądał szczegóły ubrania Kuby.
— Kochany panie, — ciągnął pan starszy, — ale czyż to tak łatwo znaleźć miejsce przy kolei? Ach, mój Boże! Ci Moskale, kochany panie... Gdybym to ja dla mojego cymbała mógł wyskrobać posadę pomocnika konduktora towarowego ostatniej rangi, to i tak suszyłbym przez trzy piątki...