Panna Teresa posłusznie wstała, poleciła Kubie, żeby zbadał, czy nie znać, że łzy obfite dopiero co płynęły po jej policzkach i przyszła do stołu.
Stary zajęty był właśnie drwinami z pana Zygmunta i ledwo przelotną uwagę zwrócił na młodą parę. Aż do końca obiadu wszyscy zgromadzeni czuli na sobie ucisk moralny tyranii patryarchy rodu. Od pewnej chwili odczuwał ten ucisk i Kuba. Po czarnej kawie, gdy tyran zapalił cygaro i zwolna, klapiąc pantoflami, pofatygował się do swego gabinetu, wesołość ogarnęła umysły. Panna Terenia bardzo dyplomatycznie dla każdej osoby wynalazła jakieś pilne, albo przyjemne zajęcie i rozpędziła całą gromadkę. Bratu ułatwiła wykradzenie kluczów od śpichlerza z kancelaryi drzemiącego papy i eo ipso sprzedanie po kryjomu kilku korcy zboża, matkę zczepiła z panią Natalią, a sama, przybrawszy sobie za towarzyszkę pannę Tugend, wyszła z Kubą do ogrodu. Ogród ów zsuwał się po stromej pochyłości parowu. Ze szczytu widać było obszar bardzo rozległy. Najbliżej leżała płaska dolina, usiana smugami wiosek i kępami folwarków. Za nią wznosiło się niskie płaskowzgórze, którego daleki kraniec znikał w szaro-niebieskiej przestrzeni. Wszędzie, dokądkolwiek biegły stamtąd oczy, stały zboża, zboża, zboża... Upał był jeszcze, a opadał nietylko z bezchmurnej, ciemno-fioletowej pustyni nieba, ale promieniował zewsząd, jakby się tliły ściany zabudowań, dyle mostków, daszki, belki starych parkanów i deski ławek ogrodowych. Cały sad w dole spoczywał w milczeniu i pławił się w gorącu. Na wysokich trawach obok zarosłych drożyn leżały rozkoszne, czarno-zielone, grube cienie.
Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/227
Ta strona została uwierzytelniona.