— To Józia... — rzekła pani Wiechowska. — Uczy się i wychowuje u nas. Jest to właśnie siostrzenica księdza Piernackiego.
To słowo »siostrzenica« nauczycielka podkreśliła tonem, zagradzającym do umysłów osób obecnych drogę jakiejkolwiek, chociażby nawet minimalnej wątpliwości.
— A... — mruknęła dosyć niechętnie pani Borowiczowa.
— Przywitajcie się, moje dzieci! — rzekła nauczycielka z emocją. — Będziecie się razem uczyły, powinnyście więc żyć w zgodzie i pracować z zapałem!
Józia spojrzała na Marcinka iskrzącemi się oczami, a potem uległa całkowitemu zgłupieniu.
— Marcinek! — szepnął chłopcu do ucha pan Borowicz — przywitajże się... To tak zaczynasz postępować w szkole! Wstydź się!... No!
Chłopiec zaczerwienił się, spuścił oczy, a potem raptownie wyszedł na środek izby, rozstawił nogi szeroko, zsunął je z hałasem i zabawnie kiwnął przed koleżanką cały swój korpus. Józia straciła do reszty przytomność umysłu. Spoglądała na mistrzynię swą wytrzeszczonemi oczyma i bokiem cofała się z pokoju. Była już blisko drzwi, gdy je właśnie otworzono. Ukazał się w nich kipiący samowarek na rachitycznie krzywych nóżkach, powyginany w sposób nadzwyczajny.
Niosło go przed sobą wielkie i brzydkie dziewczysko, odziane w czarną od brudu, zgrzebną koszulę, potargany i wytłuszczony lejbik, wełnianą zapaskę i szmatkę na włosach, nie czesanych od kilku miesięcy.
Samowarek ustawiono na rogu stołu przy po-
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.