W ciągu dwumiesięcznej bytności w szkole, Marcinek »zdumiewające uczynił w naukach postępy«.
Tak donosiła listownie rodzicom chłopca pani nauczycielowa.
W istocie Marcinek umiał już czytać (rzecz prosta — po rosyjsku), pisać dyktanda, robić zadaczki na cztery działania i począł nawet ćwiczyć się w dwu rozbiorach: etymologicznym i syntaktycznym.
Pan Wiechowski szczególniejszą uwagę zwracał na owe rozbiory. Codziennie o godzinie drugiej po południu rozpoczynał z Marcinkiem lekcję. Chłopiec czytał jakiś urywek, później opowiadał treść tego, co przeczytał, w sposób tak śmieszny i tak zabawnie barbarzyńskiemi wyrazami, że samego profesora rozweselała ta nauka.
Po czytaniu szły zaraz owe rozbiory, które, gdyby mogły być do czegokolwiek przyrównane, to chyba do upartego strugania mokrej osiczyny tępym kozikiem.
Istotną trudność stanowiła dla małego Borowicza — arytmetyka. Chłopczyna pojmował wcale dobrze,
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/034
Ta strona została uwierzytelniona.
II.