skoro«, odpowiedzi na przywitanie: — »zdarowo rebiata!« — wszystkich śpiewu choralnego »Kol sławien«, a Piątka i Wójcika ćwiczył w sztuce wyliczania członków panującej rodziny carskiej. Wpajaniu tych umiejętności towarzyszyło zdwojone rżnięcie dyscypliną.
Marcinek, skulony przy swem oknie, słyszał co chwila płacz wrzaskliwy, błaganie nadaremne i zaraz potem stereotypowe i nieodwołalne:
— Uch, nie będę, nie będę! Póki życia, nie będę! uch, panie, nie będę, nie będę!...
Wieczorami, nieraz do późna, pan Wiechowski przygotowywał dzienniki szkolne i wykazy, stawiał stopnie uczniom i w sposób niewymownie kaligraficzny pisał tak zwane wiedomosti. Oczy mu się zaczerwieniły, wąsy jeszcze bardziej obwisły, policzki wpadły i »grdyka« była w ciągłym ruchu od nieustannego przełykania śliny. Na wsi rozeszła się głucha pogłoska: naczelnik przyjedzie! Na tle tej wieści wyrastały dziwne domysły, prawie klechdy.
Wszelkie baśnie znosiła do budynku szkolnego napowrót Małgosia i szeptała je do ucha Borowiczowi i Józi, budząc w nich trwogę coraz okropniejszą.
W stancji szkolnej zaprowadzono radykalny porządek: zeskrobano rydlem z podłogi uschłe błoto i wyszorowano ją należycie, zmieciono kurze, otrzepano i wytarto popstrzone wizerunki żyraf i słoniów, oraz mapę Rosji i globusik, reprezentujący na górnym gzymsie szafy umiejętności odległe, wysokie i niedostępne.
Z sieni wyjechała do obórki beczka z kapustą, niemniej jak cała zagródka i umieszczone w niej cielę. Kupa nawozu została okryta gałęziami świerczyny.
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.