rektor przynaglać go zaczął do głośniejszego mówienia, chłopak zląkł się, usiadł na miejscu, a koniec końców wlazł pod ławę. Wówczas Jaczmieniew zstąpił z katedry i, wszedłszy między ławki, po kolei sam egzaminował dzieci. Trwało to bardzo długo. Nagle Wiechowski, miotający się w dreszczach przerażenia, usłyszał, że dyrektor mówi najczystszą polszczyzną.
— No, a kto z was, dzieci, umie czytać po polsku, no, kto umie?
Kilka głosów odezwało się w rozmaitych kątach izby szkolnej.
— Zobaczymy, zaraz zobaczymy... Czytaj! — rozkazał pierwszej osobie z brzega.
Dziewczyna, owinięta w zapaski, wydobyła »Drugą książeczkę Promyka« i zaczęła dosyć płynnie czytać.
— A kto ciebie nauczył czytać po polsku? — zagadnął ją dyrektor.
— »Stryjna« mnie nauczyli... — szepnęła.
— »Stryjna«, co to jest »stryjna«, panie nauczycielu? — zwrócił się do Wiechowskiego.
— A ciebie kto nauczył czytać po polsku? — spytał małego chłopca, nie czekając na odpowiedź Wiechowskiego.
— Pani nauczycielowa pokazała noma z Kaśką »durkowane...«
— Pani nauczycielowa? Wot kak! — szepnął, uśmiechając się jadowicie.
Wysłuchawszy jeszcze kilku chłopców i powziąwszy wiadomość, że im litery nierosyjskie wskazywał sam nauczyciel, dyrektor cofnął się z pomiędzy ławek i rzekł do Wiechowskiego:
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/048
Ta strona została uwierzytelniona.