— Chi-cha! — zaśmiał się pan Wiechowski. — Tak, to mię oskarżyły! A niechże im też Pan Jezus da zdrowie!... Samem nawet zapomniał dyrektorowi powiedzieć o tem śpiewaniu. Chy... — wrzasnął nagle, wywijając po stancji jakieś kozackie hołubce. Zziajany stanął przed żoną i rzekł:
— Marcysiu, wykpiłem się! Podwyższy mi pensję! Jeszcze lepiej stoję, niż ten Pałyszewski. Wiesz ty co, żoneczko, czarnobrewko, palnijmy sobie to piwko, co go dyrektor pić nie chciał. Okropnie my smakuje...
Pani Wiechowska zgodziła się bez trudu i nauczyciel zaczął żłopać szklankę po szklance. Sama pomagała mu w tem dosyć skutecznie. Nawet Józia, Marcinek i służąca dostali każde po ćwierć szklanki. Skończywszy z piwem, pan Wiechowski zaczął napierać się o gorzałeczkę. Wkrótce potem Marcinek, słysząc w pokoju wrzask okropny, uchylił drzwi i zobaczył z przerażeniem, że nauczyciel, odziany tylko w bieliznę, siedzi na stole, trzyma w jednej ręce flaszkę z jarzębinówką, w drugiej duży kieliszek i wymyśla komuś zapamiętale.
— Chamy, łajdaki! — wrzeszczał pedagog, wytrzeszczając oczy, — musicie śpiewać, jak wam każę, i gadać, jak wam każę! Wszystkie bechy będą szczekać pa russki! Ponimajesz chołop, mużiczjo? Sam dyrektor własnem słowem wyraził się, że mi pensję podwyższy, ponimajesz chamskoje otrodje? Bunt chciałyście zrobić? Chi cha!... Na w zuby! — wołał mierząc w niewidzialnych przeciwników.
Pochyliwszy się za nadto, zleciał ze stołu na sofkę stoczył się na ziemię. Smaczna jarzębinówka wylała
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/054
Ta strona została uwierzytelniona.