— Chłopiec do wstępnej klasy?
— Ma się wiedzieć, proszę łaski pani.
— Przygotowany?
— Ha, kto jego wie? Powiedział korepetur, że najpierwsza ranga.
Kiedy propinator zaczął szczegółowiej opowiadać o przygotowaniu swego syna, wszedł na korytarz dyrektor gimnazjum. Był to stary i siwy człowiek, średniego wzrostu, z brodą krótko przystrzyżoną. Szedł, podniósłszy głowę, i rzucał szybkie spojrzenia na prawo i lewo z pod ciemno-niebieskich okularów. Znienacka zatrzymał się przed szynkarzem i głośno zawołał na niego:
— Wam czewo?
Gruby jegomość zapiął swój czarny surdut i uderzył się dłonią po karku.
— Kto pan jesteś? — pytał dyrektor coraz głośniej, natarczywiej i niegrzeczniej.
— Józef Trznadelski... — wybełkotał.
— Czego pan sobie życzysz?
— Syn... — szepnął Józef Trznadelski.
— Co syn?
— Do egzaminu...
Dyrektor zmierzył propinatora badawczem spojrzeniem od stóp do głów, dłużej zatrzymał wzrok na cholewkach jego butów, a później, zadarłszy głowę jeszcze wyżej, ruszył do kancelarji, nie odpowiadając na ukłony zgromadzonych. W czasie tej rozmowy pani Borowiczowa ze strachem oddaliła się z tego miejsca i stanęła aż w przedsionku. Kręciło się tam kilkunastu uczniów w mundurach, z pierwszej albo drugiej klasy,
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/063
Ta strona została uwierzytelniona.