— Jestem najmocniej przekonaną, że tak jest...
Gdyby tylko pan profesor raczył zwrócić na mego syna uwagę...
— Widzi pani, — przerwał pan Majewski, — masa kandydatów... Nie wiem, co on umie, czy to się na co przyda...
— Panie profesorze...
Pan Majewski uprzejmym gestem przerwał pani Borowiczowej i zadał Marcinowi kilka pytań rosyjskich z zakresu arytmetyki, gramatyki i t. d. Wysłuchawszy jego względnie dobrych odpowiedzi, wsparł czoło na ręce i przez kilka chwil coś głęboko rozważał.
— Panie... — szepnęła ze drżeniem matka kandydata.
— Tak... Jeżeli pani sobie życzy, mogę dać małemu kilka lekcyj. Czy zda... tego, rozumie się, przewidzieć niepodobna...
— Źle jest przygotowany?
— Nie to, żeby źle, owszem, na ogół biorąc... Ale, widzi pani, wymowa, akcent, to, czego jakiś korepetytor, jakiś belfrzyna na wsi wpoić nie jest w stanie, bo sam tego nie posiada... System, widzi pani, wymaga to jest... akuratnej wymowy, a tego... niema. Wszyscy w tych stronach mówią w domu po polsku, rodzice... więc też i dzieci nie mogą mówić dobrze. A system, pojmuje pani, wymaga tej, że tak powiem... akuratnej wymowy.
Ktoś zlekka zapukał do drzwi. Profesor poruszył się niecierpliwie, jakby na znak, że sprawa jest wyczerpana.
Chwila ta była istną katuszą dla pani Borowi-
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.