Wskroś tłumu przecisnął się ksiądz prefekt Wargulski i wszedł do klasy.
Ksiądz Wargulski pochodził z »gulonów« i miał wszystkie ich fizyczne i moralne przymioty. Był wielki, zgarbiony, o bardzo szerokich ramionach, rękach długich, żylastych i ogromnie muskularnych. Siwizna dobrze już przyprószyła jego krótkie włosy, jak szczotka stojące nad kwadratowem czołem.
Ksiądz Wargulski patrzył zawsze z pod oka i stulał wielkie swe wargi w taki sposób, że usta znać było na tej wygolonej twarzy tylko jako prostą linijkę. Mówił strasznie prędko, niezrozumiale i rzadko kiedy.
Wszedłszy do klasy, gdzie malcy siedzieli w dużych ławach nieruchomo, jak sztachety w przęsłach, ksiądz zbliżył się zaraz do pierwszego z brzegu, wyciągnął w kierunku jego nosa najdłuższy ze swych ogromnych palców i szybko wymamrotał:
— Jak się nazywasz? Przeżegnaj się, zmów Ojcze nasz i Zdrowaś Marja...
Zanim chłopiec zdobył się na trzecią część odpowiedzi, już prefekt wyciągał palec do drugiego:
— Jak się nazywasz? Przeżegnaj się, zmów Ojcze nasz...
Po upływie kwadransa wszyscy kandydaci dostali piątki i wychodzili z klasy.
Następnego dnia odbył się egzamin z arytmetyki. Była to już prosta formalność. Uczniowie pana Majewskiego i na tem polu odznaczyli się wybornie. O godzinie dwunastej inspektor przeczytał publiczności listę chłopców przyjętych do klasy wstępnej. Usłyszawszy
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.