— Moja pani Borowiczowa, to ci sumiennie mówię, że tu chłopcu będzie, jak w domu. Ja tam dobra nie jestem, ale i nie kąsam. Do nauki i dobrego zawsze napędzę i cała rzecz. Głodny u nas nie będzie, tego możesz być pewna, a jak mu będzie strasznie źle, to niech zadrze ogona i rwie do Gawronek!... Co? Może mu pozwolisz, jedynaczkowi, gagatkowi... Kiedy mój Teofil był taki oto...
— Niechże też matka da pokój! — syknęła przez zęby starsza córka, i babcia zaraz umilkła. Wszelako nie dała za wygranę i po chwili znowu mówiła:
— Porządek u mnie grunt, a co do nauki, to go będzie pilnował korepetytor, a my znowu wszyscy korepetytora. Oto, jak jest... Nastka!... — zawołała, przerywając sobie, — postaw drugi, bo pewno zaraz starzy nadejdą, tylko ich patrzeć. Widzisz, moja pani Borowisiu, co do gieldów, to cię nie będziemy obdzierać, nic się nie lękaj... Dacie nam — mówiła w sposób uroczysty — 150 rubli i może tam jaką fureczkę drzewa na miesiąc, w zimie na saniach, to się wam nawet koniska nie ściągną; parę skrzyń ziemniaków w jesieni, no i tej mąki z waszego młyna... U was ją tam dobrze Wojciech robi, nie można powiedzieć... Mój Boże, jak Teofil żył, częstośmy na Gawronki posyłali do waszego...
— Dajże też matka pokój! — mruknęła znowu panna Konstancja.
— Dużo uczniów macie państwo u siebie? — zapytała pani Borowiczowa, pragnąc zyskać chwilę czasu do rozważenia postawionych warunków.
— Pięciu było w zeszłym roku, moja pani. Trzech
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/093
Ta strona została uwierzytelniona.